Podobnie jest w innych naszych miejscowościach. I nie ma co się temu dziwić. Z miasta i regionu systematycznie wybywa młodzież na studia i niewiele mniej jej emigruje za granicę w celach zarobkowych. Szczególnie bolesne jest to ostatnie zjawisko. Trudno oszacować jego skalę na poziomie miasta i powiatu, ale każdy może wypracować sobie swój własny pogląd w tej sprawie licząc, ile znanych mu ludzi wyjechało z bloku, ulicy czy miejscowości, bo te realia łatwo ogarnąć i ocenić. Rachunek ten wypada najczęściej fatalnie. Dopiero wtedy widzimy ile ubyło nam ludzi młodych, przedsiębiorczych, przydającym blasku naszym ulicom i miejscowościom.
Zyski i straty
Straty wizualne czy estetyczne – pal licho – można jakoś przeboleć, wszak dzięki emigracji zarobkowej spadło nam bezrobocie, poprawił się standard życia wielu rodzin, napłynął do kraju liczący się strumień pieniędzy. Jednak te istotne zyski nie mogą nam przysłonić tych problemów społecznych, które taki masowy wyjazd rodaków rodzi. Prawie każdy z nas ze swego kręgu bez trudności przywoła przykłady dramatów małżeńskich, rodzinnych, środowiskowych itp. Płacimy wielki koszt za te materialne profity. Ponoszą je również nasze dzieci. I - co najgorsze - są to najczęściej straty nieodwracalne.
Emigracyjne sieroty i półsieroty
To zupełnie nowe zjawisko. Jest ono szczególnie widoczne w naszych szkołach, o czym wystarczy porozmawiać z nauczycielami czy pedagogami. Można spotkać klasy, gdzie jedna czwarta uczniów ma jedno lub dwoje rodziców na saksach.
- Jakby lepiej poszukać to może udałoby się znaleźć oddziały szkolne z jeszcze wyższym odsetkiem takich emigracyjnych sierot lub półsierot – mówi pragnąca zachować anonimowość pedagog z jednej z lubańskich szkół. - Nie da się ukryć, że takie dzieciaki są bardziej sfrustrowane od innych. Czują się nieszczęśliwe, porzucone, samotne a czasami wręcz niekochane. Jest to mieszanka niezwykle wybuchowa. I niewiele tu daje to, że większość z nich utrzymuje dość częsty kontakt telefoniczny z rodzicami, albo zajmują się nimi krewni lub dziadkowie. Rodzice to rodzice i żaden substytut ich nie zastąpi.
Tykająca bomba
Sprawą oczywistą jest, że w tak rozhuśtanym emocjonalnie środowisku jedynie kwestią czasu jest narastania różnych problemów wychowawczych.
- Uczniowie jako tako trzymają się gdy za granicą jest tylko ojciec, ale gdy zabraknie jeszcze matki, no to już pachnie katastrofą – mówi nasza rozmówczyni. - Obserwujemy, że w sytuacji opuszczenia przez rodziców stają się znerwicowani, konfliktowi, chętniej sięgają po papierosy, alkohole czy narkotyki, częściej popadają w depresję i w konflikt z prawem. Na szczęście na naszym terenie, a to już zdarzało się gdzie indziej, np. w Krakowskiem, żaden uczeń jeszcze nie targnął się z omawianego powodu na życie – kończy pedagog.
Po tych wszystkich uwagach należy stwierdzić, że w zasadzie jesteśmy dopiero na początku odkrywania wszystkich skutków współczesnej migracji zarobkowej, zaś do jej bilansu zysków i strat koniecznie trzeba dopisać problem pokolenia emigracyjnych sierot i półsierot.
Z dnia: 2008-02-19, Przypisany do: Nr 4(339)